poniedziałek, 9 września 2013

WARSZTAT: Tankietka TKS

Piechota, artyleria... nuuda :) Przyszedł czas na trochę stali.
Przed "pancerką" broniłem się długo z trzech powodów:
1. Polski kamuflaż. W oryginale nakładany metodą natryskową, charakteryzował się rozmytymi krawędziami barw. To zmuszało do użycia aerografu, którego nigdy nie miałem w ręku... i w posiadaniu :)
2. Odwzorowanie barw zgodnych z prawdą historyczną. Modelarze i historycy wiodą spory na temat realnych barw, co może nie mieć końca, bo jak wiadomo fotki z epoki są czarno-biało-pożółkłe, a te nieliczne, kolorowe, przekłamują odcienie.
3. Materiał, z jakiego zrobione są modele pojazdów Warlorda w skali 1/56. Żywica jest dość trudnym tworzywem modelarskim. Miałem się o tym przekonać już wkrótce.
 
Trzeba sobie stawiać wyzwania :) Mój debiut z aerografem i nowo poznanymi technikami "brudzingu" zacząłem od takiej "drobnostki":


Piłowanie żywicy było dla mnie koszmarem. A piłować trzeba było naprawdę sporo, zwłaszcza przy zawieszeniu. Gdzieś pod koniec walki z pilnikami i dremelem, zanurzony w chmurze żywicznego pyłu, przeczytałem w necie, że drobiny żywicy są RAKOTWÓRCZE! Czym prędzej zaprzestałem dalszego pedicure (muszę zainwestować w jakąś maskę z hipermarketu budowlanego).
Model był opiłowany i sklejony. Przed dalszą pracą, postanowiłem lepiej przygotować się teoretycznie.
Naoglądałem się filmików w sieci, poczytałem "tysiące" wpisów na forach modelarskich i odpaliłem świeżo zakupiony sprzęt. Historia z aerografem, a raczej kompresorem, wymaga osobnej opowieści, ale to może kiedyś. Gdy wreszcie sprzęt zaczął działać jak należy, malowanie szło bardzo przyjemnie. Aż byłem zdziwiony :)
Posłuchałem też rad doświadczonych Kolegów i do malowania aero użyłem farb Tamiya, które faktycznie zachowują się bardziej przewidywalnie od Vallejo i naprawdę dużo wybaczają początkującym "malarzom natryskowym" :)

Kolory dobrałem trochę "na pałę", z forum.
Może ktoś będzie kiedyś potrzebował, to podpowiadam i polecam przeczytać TEN wątek, a potem przetestować farby na własnych modelach :)

Barwy jakich użyłem wg katalogu Tamiya to:
XF57 - buff
XF58 - olive green
XF64 - red brown

Teraz już wiem, że olive green należy nieco rozjaśnić. Można to zrobić przed malowaniem (np. mieszając olive green z buff) lub rozjaśniać kolejne warstwy farby już na modelu. Ja tego nie zrobiłem i, jak widać na zdjęciach, zielony wyszedł zbyt ciemny. Rozjaśniłem za to eksperymentalnie kolor red brown i... przegiąłem. No cóż, człowiek uczy się na błędach, a początkujący modelarz, to już zwłaszcza.
Jako podkładu użyłem, zachwalanego w necie, Mr Surfacer 1200. Kładłem go z aerografu i mam mieszane uczucia. W kilku warstwach pięknie pokrywa model, schnie super szybko, ale mam wrażenie, że dość łatwo można obić model z farby, która odłazi razem z podkładem. Chyba przeproszę się ze sprayem Citadeli :)
Kolorem bazowym był dla mnie buff, czyli, wg przedwojennej instrukcji malowania, szaro-piaskowy. (Co prawda, ta sama instrukcja nakazywała malować całe pojazdy kolorem wojskowej zieleni, a dopiero potem kłaść "plamy" kamuflażu w pozostałych kolorach, ale w przypadku początkującego malarza, nakładanie aerografem ciemnych barw na jasną bazę, jest znacznie łatwiejsze).
Ponieważ bałem się malować pierwsze w życiu kamo aerografem "z ręki", zrobiłem sobie szablony. Maskująca taśma modelarska i plastelinka BlueTac, spisały się rewelacyjnie. Nic mi się nie rozpłynęło, rozmazało itp.
Niestety w ferworze walki nie zrobiłem zdjęć z procesu "produkcji".
Na bazę kładłem kamo zielone (olive green). Po wyschnięciu, zmieniałem szablon i malowałem red brown rozjaśniony białą farbą.
Potem przyszedł czas na pierwszy w życiu sidolux, wash olejny i poprawki washem akrylowym ;)

"Brudzing", który zastosowałem na tym modelu był wykonany przy użyciu pigmentów i fixera Vallejo. Wiem, że przegiąłem z brudzeniem zawieszenia, ale było to niejako wymuszone fatalną rzeźbą gąsek, kółek i tych wszystkich detali, które po prostu chciałem ze wszystkich sił zasłonić.
Od razu wystawię "laurkę" dla Warlordów i powiem krótko: 14 funciszy za taki badziewny odlew i niedoróbę, to wstyd. No ale monopolista w tej skali nie musi się starać :(

Finalnie wyszło, jak widać. Jak na pierwszy raz, jestem względnie zadowolony.

Wewnętrzna strona zawieszenia, której nie ma... Artysta rzeźbiarz ze stajni Warlordów zostawił tu kawałek zeszlifowanej żywicy. Czyżby wiedział, że pod takiego kurdupla nikt nie będzie zaglądał?

Mam też pewne wątpliwości odnośnie proporcji. Wydaje mi się, że tankietka jest ciut za duża, w porównaniu do żołnierza w tej samej skali...
Ostatecznie jednak wybrzydzanie na nic się nie zda. To jedyny model TKS na rynku w skali 1/56. Z tego, co mi wiadomo, w skali 1/48 również tankietek nie uświadczysz :( Trzeba więc brać, co jest.


2 komentarze:

Sławek Chomiczewski pisze...

Malowanie godne mistrza.

Wargame Crew pisze...

Dziękuję Sławku. Pierwsze starcie z aerografem i kompresorem... A walka była długa :)